SPŁACANIE ZDECHŁEGO KONIA
Przed dłuższym rejsem żeglarz dawnego żaglowca otrzymywał zaliczkę. Była ona zazwyczaj
równa jednej płacy miesięcznej a umożliwić miała zaopatrzenie się w roboczy i osobisty
ekwipunek potrzebny do długiej i dalekej podróży. Marynarze jednak nie kupowali potrzebnego im
ekwipunku tylko trwonili pieniądze w portowych lokalach spłukujac sie doszczętnie
przed rozpoczęciem rejsu, skutkiem czego w początkowym jego okresie żalili się że
aktualnie wykonywana praca nie przyniesie im żadnej korzyści. Mawiali wówczas że pracują na
"zdechłego konia". Toteż zakończenie okresu spłacania zaliczki witano i obchodzono na statku
bardzo radośnie.
Z końcem ostatniej doby pierwszego miesiąca spędzonego na morzu padała
komenda "wszystkie ręce na pokład". Rozpoczynał się okres wypłacania się zdechłego konia.
Kukłę konia przygotowywał wcześniej żaglomistrz, szyjąc ją ze starych żagli i wypychając piaskiem
używanym do cegiełkowania pokładu. Najpierw zdechłego konia ciągnięto na linie po pokładzie od
dziobu po rufę, gdzie czekał już mistrz ceremoni zwany biednym staruszkiem. Rolę tę powierzano
zawsze najstarszemu latami służby na morzu członkowi załogi. Za doprowadzenie zdechłego konia
wypłacał on każdemu solidną porcję rumu. Po obrzędowych toastach zdechłego konia wciągano na nok
grotrei w rytm noszącej jego imię szanty ("The Dead Horse" - "Zdechły Koń" lub "Poor Old Man" -
"Biedny Staruszek"). Siedział już tam najmłodszy wiekiem żeglarz trzymając
w ręku nóż. Gdy zdechły koń dotkął łbem noku rei, linę na której zwisał przecinano, przez co koń
spadał do wody i tonął.
Tak kończył się okres spłacania zaliczki wziętej przed rozpoczęciem rejsu, a
marynarze cieszyli się, że nie muszą pracować na spłacenie długu.
OPRACOWANIE: "KARALUH"
na podstawie: Marek Siurawski - "Szanty i szntymeni"; Jerzy Wadowski - "Pieśni spod żagli";
Eugeniusz Koczorowski - "Ludzie spod masztów i żagli"